31 grudnia 2015

Zakochaj się w życiu i żyj miłością dzisiaj, jutro i już zawsze.


Kochani,
prosto z serca do serca przesyłam miłosne życzenia słowami Rhondy Byrne... bo lepiej bym tego nie ujęła.

Zakochaj się w życiu!!! 

Nieważne, jak mocno kochałeś w przeszłości - wzmóż to uczucie dwukrotnie, dziesięciokrotnie, stu-, tysiąc- i milionkrotnie, ponieważ taki właśnie jest prawdziwy poziom miłości, którą możesz odczuwać, i cała ta miłość mieści się w tobie! Cały składasz się z miłości. Miłość to twój jedyny składnik, twoja prawdziwa natura, prawdziwa natura życia i całego wszechświata. Możesz kochać znacznie mocniej, niż kiedykolwiek kochałeś, znacznie mocniej, niż umiesz to sobie wyobrazić.

Kiedy zakochujesz się w życiu, znikają wszystkie granice. przełamujesz ograniczenia związane z pieniędzmi, zdrowiem, szczęściem i radością w relacjach z innymi ludźmi. Kiedy zakochasz się w życiu, nie odczujesz żadnego oporu i wszystko, co kochasz, niemal natychmiast pojawi się w twoim życiu. Wchodząc do pokoju, bedziesz zwracał powszechną uwagę. Ciekawe okazje będą się masowo pojawiać w twoim życiu. Najlżejszy twój dotyk uśmierzy wszelkie negatywne uczucia. Będziesz się czuł lepiej, niż mógłbyś przypuszczać. Będzie cię przepełniać nieograniczona energia, podniecenie i żądza życia, której nic nie jest w stanie zaspokoić. Będziesz się czuł lekko jak piórko, jakbyś unosił się w powietrzu. Wszystko, co kochasz, samo spadnie ci pod nogi. Zakochaj się w życiu, wyzwól drzemiącą w tobie moc, a staniesz się nieograniczony i niezwyciężony.

Jak zatem zakochać się w życiu? Tak samo jak zakochujesz się w drugim człowieku - uwielbiając wszystko, co się z nim wiąże! Zakochując się w drugim człowieku, widzisz tylko miłość, słyszysz tylko miłość, przemawiasz tylko miłością i odczuwasz miłość całym swoim sercem! W taki właśnie sposób możesz wykorzystać potężną moc miłości, żeby zakochać się w życiu.











  Maria Prosperita
mariaprosperita@gmail.com

30 grudnia 2015

Kolejny krok, krokiem poza ego.









 Maria Prosperita
mariaprosperita@gmail.com

A jednak... postanowienie noworoczne.


Ostatnio, w rozmowie ze znajomym wypłynął temat przełomu roku i stwierdziłam, że nigdy nie robiłam żadnych postanowień noworocznych, jednak prawdopodobnie tym razem zrobię wyjątek. Hm, jak to? Przecież jakiekolwiek postanowienia stoją w sprzeczności z obecnym moim "sposobem" na życie, czyli życie chwilą w miłości.

Zdziwiłam się, że to powiedziałam... Tak jakby nie JA, a jednak... ja to powiedziałam. Jakże znane i swojskie doświadczenie. Jak zawsze w podobnych sytuacjach, uśmiechnęłam się do niego uznając je za dziwne i szalone. Zupełnie o nim zapomniałam. Do dzisiaj, kiedy wpadł mi w ręce tekst Doreen Virtue... No i jednak mam swoje postanowienie noworoczne, którym jestem zachwycona!!!


We wszystkim, co robisz i czego pragniesz, najważniejsza jest miłość. Serce jest bramą, przez którą płynie do ciebie boska energia, więc niech zawsze będzie otwarte, a ty pozwól sobie na odczuwanie. 

Otwarte serce doświadcza życia na bogatszym i głębszym poziomie, w każdej sytuacji wychwytując najdrobniejsze szczegóły.

Ze wszystkich postanowień noworocznych najwspanialszym będzie to:

kochać częściej i mocniej
a także być obdarzanym miłością na każdym kroku.



Wszystko płynie w cudnej synchronizacji. Nie wiedząc co, jak, gdzie, kiedy. Samo się dzieje, gdy tylko jestem uważna i ufna bez oczekiwań. Kiedy zwyczajnie JESTEM. Uwielbiam to!









 Maria Prosperita
mariaprosperita@gmail.com

19 grudnia 2015

Czego pragniesz?



Energia przynosi ci dar manifestacji. Zastanów się czego pragniesz i powiedz o tym głośno Wszechświatu. Wypełnij to, o czym mówisz energią radości. Jeśli zamiast niej pojawia się zmęczenie, frustracja, złość czy desperacja, otrzymasz to z powrotem. Manifestujemy z neutralnego miejsca, bez obciążeń emocjonalnych.

Wejrzyj także w siebie i zadaj sobie pytanie czy twoim własnym zdaniem zasługujesz na to wszystko o co prosisz. Często przyczyną braku realizacji naszych marzeń jest nasze świadome lub podświadome przekonanie, że nie jesteśmy czegoś warci. To może być jedno zdanie wypowiedziane w dzieciństwie przez naszych kolegów lub bliskich, które naznacza nas przez całe życie. Szybko o nim zapominamy, jednak podświadomie nadal w nas działa.

Zasługujesz na wszystko co najlepsze i Wszechświat jest gotowy ci to przynieść. Dlatego zrób w swoim życiu na to miejsce. Zastanów się dobrze nad swoimi przekonaniami i opinią o sobie samej/samym i uwolnij je. Nie umniejszaj siebie.

Zobacz siebie tak, jak widzą cię twoi przewodnicy duchowi - jako świetlistą istotę pełną miłości, która może osiągnąć wszystko o czym tylko zamarzy. Gdy tak zaczniesz o sobie myśleć, reszta zadzieje się sama.

Rozmowy z Aniołami










Maria Prosperita
mariaprosperita@gmail.com


15 grudnia 2015

Mężczyzn pociągają dziewczyny "energetyczne"!


Kobiety często sądzą, że mężczyźni - szczególnie ci w zaawansowanym wieku - ciągną do młodszych dziewcząt. To wcale nie tak! Mężczyzn pociągają dziewczyny "energetyczne"!

Jeśli masz lat 50 i potrafisz być pełną życia i energii, to mężczyzna nigdzie od ciebie nie pójdzie! A to dlatego, że mężczyzna funkcjonuje na kobiecej energii tak jak samochód na benzynie. Niezbędne jest dla niego nieustanne "doładowanie" - potwierdzają to sami mężczyźni.

Przypomnijcie sobie powiedzenie mężczyzny o kobiecie: "pragnę jej". No właśnie, dokładnie tak - pragnie. Wszak kobieta tak jak woda zasila swojego mężczyznę, daje mu energię, siłę, możliwość osiągania dowolnych szczytów!

Kobieta może brać energię z czego tylko chce: z natury, zakupów, jakichkolwiek zewnętrznych czynników, miłych emocji. Mężczyźni takiej możliwości nie mają - oni biorą energię właśnie od kobiety.

Mężczyznom potrzebna jest kobiecość, potrzebna czułość, natchnienie, czułość, piękno, radość życia, czystość, kobieca mądrość. Właśnie takiej najcenniejszej dla siebie kobiety szuka mężczyzna, a gdy ją znajdzie to strzeże jak źrenicy oka, gdyż taka kobieta pełna żeńskiej mocy jest prawdziwym brylantem, prawdziwym skarbem pośród miliarda podróbek.

źródło : https://vk.com
dzięki: Beata Słowik







Maria Prosperita
mariaprosperita@gmail.com

Prawda jest tu i teraz.










Maria Prosperita
mariaprosperita@gmail.com

14 grudnia 2015

Zrezygnuj i odpuść.











Maria Prosperita
mariaprosperita@gmail.com

Twoje dopełnienie w drugim człowieku.


Gdy spotkasz kogoś w swym życiu, kto wzbudzi w tobie uczucie bliskości, zachęcam cię do zanurzenia się w owej chwili. Dzieje się wówczas coś rzadkiego i cennego dla każdego z was: właśnie znalazłeś kogoś, kto zachował te części ciebie, których szukałeś. Często jest to obustronne doświadczenie, w którym przyciągasz do siebie drugą osobę z tego samego powodu!

Używając swej mocy rozróżniania, jeśli poczujesz, że jest to właściwie, zainicjuj rozmowę. Zacznij mówić o czymkolwiek - naprawdę o czymkolwiek - aby utrzymać kontakt wzrokowy. W czasie rozmowy zadaj sobie w myślach to proste pytanie: Co widzę w tej osobie, co w sobie zagubiłem, zdradziłem albo co mi zabrano?

Niemal natychmiast odpowiedź pojawi się w twym umyśle. Może to być coś prostego, jak uczucie zrozumienia, lub tak jasnego, jak głos, który rozpoznajesz i który był z tobą od czasu dzieciństwa. Odpowiedzią są często pojedyncze słowa i krótkie zdania, a twoje ciało wie, co jest ważne dla ciebie.

Może po prostu postrzegasz piękno w tej osobie, którego, jak czujesz, brakuje w tobie w danej chwili. Być może jest to niewinność danej osoby, wdzięk, z jakim ona się porusza pośród sklepowych regałów, lub jej pewność siebie, z jaką wykonuje swoje zadanie, lub po prostu blask jej witalności.

Gregg Braden - Boska Matryca
dzięki: Beata Słowik








Maria Prosperita
mariaprosperita@gmail.com
 
 

13 grudnia 2015

Bliźniacze dusze.


Oryginalnie bliźniacze dusze, to ta sama dusza w dwóch ciałach, po to by doświadczyć swoich lekcji w różnych życiach, kiedy jednak są gotowe, spotykają się w ostatnim życiu,by wspierać siebie w pamięci o swoim prawdziwym Ja.

Oczywiście jedna z osób jest bardziej uczuciowa niż druga i przepełniona jest żeńską energią, ale często ma problemy z „puszczeniem”. W języku „Bliźniaczych Dusz” ta osoba jest nazywana „goniącym”.

Druga osoba jest bardziej stoicka, opanowana kieruje się logiką, działa idealnie ze swoją męską energią ,ale nie umie poradzić sobie z emocjami. Ta osoba jest nazywana „uciekającym”.

Ich cel to zintegrować się z brakującym w nich elementem. Dlatego spotkanie Bliźniaczych Płomieni jest tak wybuchowe , ponieważ obie osoby widzą w sobie brakujące części, które sprawiają , że sami stają się całością. Proces rozpoczyna się od pierwszego spotkania/rozpoznania. Związek jest możliwy jedynie kiedy obie połówki oczyszczą siebie i zintegrują brakujące elementy

źródło:http://twin-flame-love.com









 Maria Prosperita
mariaprosperita@gmail.com

12 grudnia 2015

(Nie) Świadomość wypowiadanych słów.


Wspomnień czar...

Osiemnaście lat temu właśnie się przeprowadzałam. Byłam także w dziewiątym miesiącu ciąży. Przeprowadzka bardzo mnie zmęczyła, chociaż moje czynności były ograniczone. 11-go o 23-eciej byłam już tak potwornie zmęczona, że nie miałam siły się wykąpać i powiedziałam do męża: "Jakby tak... przyszło mi teraz urodzić, to nie dam rady!"
Dwadzieścia minut później odeszły mi wody...

Pierwszy poród, także w szpitalu niezbyt optymistycznie na mnie patrzyli, dając mi czas do rana, a nawet jeszcze później. Z politowaniem patrzyli na mój brak siły i zasypianie między skurczami.
Nie ukrywam, że podczas strasznych bóli przeszła mi przez głowę szalona myśl... "jakby tak uciec z tej porodówki... :) jednak to sprawy nie załatwi" i poddałam się temu co jest i ma być. I wszystko potoczyło się szybko. Wystarczyło trzy razy, po trzy razy i nad ranem 12-go... miałam już syna w ramionach. Dokładnie tak było, czym wszystkich zaskoczyłam.

Już od młodzieńczych lat wiedziałam, jaką moc mają wypowiadane przeze mnie słowa. Wówczas nie byłam świadoma "mechanizmów" jakim ulegają i dlaczego, bo raz się manifestowały, a innym razem wręcz przeciwnie. Świadoma jednak byłam ich mocy. Teraz wiem, że mocy moim słowom dawała jedność ciała, serca i umysłu. Proste, jednak kilka lat mi zajęło, abym mogła  świadomie tą jedność poczuć.

Podobnie było ze studiami, pracą, mieszkaniem, zamążpójściem... i wieloma innym sprawami i sytuacjami. Nieświadomie wówczas tworzyłam swoją rzeczywistość kreując własne życie.

18 lat minęło, jak jeden dzień... nooo dobra... jak tydzień i z mojego maleństwa wyrósł (prawie) mężczyzna, od dzisiaj pełnoprawny członek naszej społeczności.
Mam cudownego syna o ogromnym i gorącym sercu, chociaż życie go nie rozpieszczało, a może właśnie dlatego, że go nie rozpieszczało. A może to miłość, moja miłość go tak ukształtowała, bo przecież wychowałam go samotnie. A może wychowując, go pozwalałam, aby sam mógł zaistnieć ze swoją miłością. Mam wspaniałego syna i każdego dnia uczymy się siebie nawzajem i od siebie, i to jest cudowne!
Formalny krok w dorosłość nie oznacza świadomej odpowiedzialności, jednak z przyjemnością obserwuję, jak każdego dnia jej doświadcza odkrywając siebie na nowo.
Synu Kocham Cię!









Maria Prosperita
mariaprosperita@gmail.com


Możesz stworzyć swoje życie na nowo.








Maria Prosperita
mariaprosperita@gmail.com

11 grudnia 2015

Siła płynie ze zgody na rzeczywistość.


RELIGIA HARMONII

Istnieje religia, którą nazywam religią w zgodzie ze światem. Gdy mówię, że jestem w zgodzie ze światem, to znaczy:
"Jestem zadowolony ze świata takiego, jaki jest, i jak się pokazuje. Jestem zadowolony z siebie takiego, jaki jestem, jestem zadowolony z innych ludzi. Jestem pojednany z tym, co przerażające, na przykład ze śmiercią, winą, losem. Jestem w zgodzie i w harmonii".
To prawdziwa postawa religijna.

Przyjmując taką postawę, zostawiam siebie i otwieram się na coś większego, nie próbując tego pojąć. Widzę szerzej, robię kilka kroków i zatrzymuję się. Otwieram się na tajemnicę, na przykład na śmierć, winę albo los, jednak bez chęci interweniowania. W tym momencie stoję skupiony w obliczu całości.To postawa pełna pokory, ponieważ ja niczego nie chcę.Nie próbuję wywierać wpływu, lecz pozwalam wpływać na siebie temu, co się pokazuje i co do mnie przychodzi. Dlatego też nie tworzę sobie żadnego obrazu Boga. Staję wobec tajemnicy i staram się w tym wytrwać, wytrzymać pustkę.
Dzięki tej postawie jestem ze wszystkim na jednej płaszczyźnie. Jestem jednym z wielu, a każdy jest tak samo wartościowy.

Każdy jest w tej samej sytuacji - nie wie, a mimo to otwiera się na coś większego, nie usiłując tego pojąć. Taką postawę nazywam pokorą: nie chcieć wiedzieć, lecz wytrwać. Kto przyjmuje taką postawę - łatwo to zaobserwować - zyskuje siłę.
Siła ta płynie ze zgody. Ktoś taki nie przeciwstawia się rzeczywistości, która się pokazuje, lecz jest przez nią niesiony i znajduje w niej ostoję.

Bert Hellinger












Maria Prosperita
mariaprosperita@gmail.com

10 grudnia 2015

Spójrz na siebie łaskawym okiem.


Nie wymagaj od siebie rzeczy niemożliwych i nie przyspieszaj procesów wszechświata, które dla ciebie pracują. Pamiętaj, że twoim zadaniem jest pokierować wszystkim myślą, wyrazić życzenie lub intencję. Reszta dzieje się sama.

Zawsze nam się wydaje, że przy większych sprawach trzeba się mocniej napracować i postarać. Gdy coś nie idzie po naszej myśli, zaczynamy panikować i jesteśmy sfrustrowani. Tymczasem za kulisami, w miejscach, których nie widzimy ziemskim okiem działają na naszą rzecz nasi przewodnicy.

Często jest tak, że wyczerpaliśmy wszystkie ścieżki postępowania i nie widać efektów. To jest właśnie znak, że masz się poddać temu, co się dzieje i wycofać ze stałego obracania tego w umyśle. Wszystko się rozwiąże we właściwym czasie dla twojego najwyższego dobra.

Nie obwiniaj siebie za nic, ponieważ na tym etapie zrobiłaś/eś wszystko, co do ciebie należało. Teraz przejęli to ci, którzy widzą i wiedzą więcej. Kiedy będziesz miał/a podjąć jakieś kroki, otrzymasz co do tego stosowne prowadzenie.

Rozmowy z Aniołami











Maria Prosperita
mariaprosperita@gmail.com

09 grudnia 2015

Miej świadomość siebie


Zawsze pamiętaj, że krytyka i obelgi pochodzą z serc smutnych i zatrutych, podczas gdy adoracja i pochlebstwa pochodzą z serca uzależnionego i głodnego uczuć.

Jeśli przejmujesz się tym co mówią inni, oznacza to, że nie jesteś wolny, potrzebujesz zgody i akceptacji, zależysz od oceny, nie wiesz kim jesteś i potrzebujesz, by powiedzieli ci o tym inni.

W przeciwnym razie podziękowałbyś za to, co mówią, jeśli byłoby to zgodne z prawdą i zignorowałbyś to, co mówią , jeśli byłoby to fałszywe-zachowałbyś spokój, gdyż problem nie byłby twój, lecz innych.

Yin-Yang
duchowość uniwersalna












Maria Prosperita
mariaprosperita@gmail.com

08 grudnia 2015

Hellinger o pracy z klientem.


Traktuję klienta, jak równego sobie. Wzbraniam się więc przed pracą z kimś, kto podaje się za osobę będącą w potrzebie.
Nie chodzi o to, że mało jest ludzi w potrzebie. Stawiam jednak pytanie, czy klient jest gotowy do działania, czy tez nie.

Kiedy ktoś potrzebujący pomocy staje przede mną, jest gotów działać i tylko czeka, żebym mu pokazał, jak to robić, wtedy mogę mu tę pomoc ofiarować. W takim bowiem wypadku, moje wsparcie nie uzależnia klienta. Ma on wystarczająco dużo sił, by chcieć i móc podejmować działania.

Bert Hellinger


Bert y Sophie Hellinger


 zdjęcie z internetu - autor nieznany






Maria Prosperita
mariaprosperita@gmail.com

05 grudnia 2015

To, czego pragniesz od innych, najpierw daj to sobie sam.



Uwielbiam "przypominacze"!

Często w kontaktach międzyludzkich oczekujemy od innych pewnych określonych zachować. Raz je otrzymujemy zgodnie z oczekiwaniami, innym razem spotyka nas rozczarowanie. Prawie nigdy jednak nie zastanawiamy się jaki mamy stosunek sami do siebie, w jaki sposób siebie traktujemy. Rzadko traktujemy siebie lepiej niż innych. Innych stawiamy na pierwszym miejscu, sami schodzimy na plan dalszy. Nasze potrzeby przestają się liczyć, bo… tysiące różnych powodów wynajdujemy.


     Ruediger Schache w „Magnetyźmie serca” pisze:

  • „Jeśli chcesz, żeby ktoś inny otworzył swoje serce, ty otwórz swoje. Ten ktoś nie może zrobić niczego, czego ty nie mógłbyś uczynić. Jest twoim lustrem. A jeśli on zrobiłby to pierwszy, to i tak nie byłbyś w stanie tego odczuć, gdyby twoje serce nie było wcześniej otwarte.
  • Jeśli chcesz poprawić swoje relacje z daną osobą, popraw swoje relacje z samym sobą.
  • Jeśli chcesz móc bardziej ufać innym, bardziej zaufaj sobie.
  • Jeśli chcesz odczuwać więcej miłości, sam więcej kochaj.
  • Jeśli szukasz bezpieczeństwa, sam je sobie zapewnij.
  • Jeśli chcesz, żeby lepiej cię traktowano, sam traktuj lepiej siebie.
  • Jeśli chcesz osiągnąć pełnię, najpierw sam ją poczuj. Nie potrzebujesz pieniędzy, żeby czuć się bogatym, musisz tylko odpowiednio ukierunkować swoje postrzeganie.
  • Jeśli tęsknisz za nowymi bodźcami, wolnością i przygodą – przeżyj je. Zacznij od małych rzeczy, a wielkie przyjdą same.
  • Jeśli nie chcesz, żeby cię oszukiwano, upewnij się najpierw, czy sam siebie nie oszukujesz.
  • Jeśli chcesz, żeby cię szanowano, szanuj sam siebie.
  • Jeśli pragniesz mieć więcej swobody w podejmowaniu decyzji, ale jej nie dostajesz, i tak zacznij sam decydować.

Bez względu na to, czego pragniesz od innych,
najpierw daj to sobie sam. 


 
A jeśli później będziesz miał ochotę, dawaj to także innym. Wtedy to, co upragnione, samo będzie do ciebie przychodzić, ponieważ zacznie działać jako twój magnetyzm.”














Maria Prosperita
mariaprosperita@gmail.com
 

03 grudnia 2015

Chcesz ogarnąć czy posprzątać swoje życie?


Ostatnio coraz więcej słyszy się o kwantowości. Tak, o kwantowości, bo zaczynamy mieć wszystko kwantowe: uzdrawianie, diety, pytania, kwantowe nauki języków czy jazdy konnej... Jakiś nowy trend modowy się pojawił, który z fizyką kwantową niewiele ma wspólnego. Fizyka kwantowa zmienia rzeczywistość transformując ją, jednak manifestacja transformacji w życiu powiązana jest z naszą gotowością przyjęcia zmian i naszą świadomością, a urzeczywistnia się na swój własny sposób najbardziej odpowiedni dla nas w danym momencie. Tylko tyle i aż tyle.

To tak jak z różnego rodzaju warsztatami. Często, wręcz biegniemy na nie z oczekiwaniem, że zaraz odmieni się nasze życie. To tak jak z przeczytaniem kolejnej książki czy oglądnięciem "mądrego" filmiku. Jednak aby zmiany następowały, nabytą wiedzę "musimy" przenieść do naszej codzienności. I tu powstaje problem, bo nikt nic za nas nie zrobi, tylko my sami. Sami czyli na własną odpowiedzialność i sami poniesiemy konsekwencje własnych decyzji. Nie będzie na kogo "zwalać" i kogo obwiniać.

Znacznie łatwiej odsiedzieć kilka godzin na warsztatach, nawet "poświęcić" weekend, niż podjąć się pracy ze sobą rozłożonej w czasie. Warsztaty szybko przeminą, podbudują nas emocjonalnie i zakładamy, tak zakładamy, że od następnego dnia... nasze życie będzie piękne i radosne, będziemy nagle zdrowi, pojawi się cudowna praca, a problemy finansowe odejdą w zapomnienie...
Przez kilka dni, a czasem tygodni fruwamy i unosimy się nad ziemią wypatrując "obiecanych" przez szkoleniowców i oczekiwanych przez nas samych cudownych zmian. One jednak nie następuję. Dopada nas rzeczywistość, z którą sobie przestajemy radzić. Dochodzi do tego uczucie beznadziei i rezygnacji.

Nie sztuką jest medytować w odosobnieniu, być wówczas uważnym i świadomym siebie, swojego oddech, bicia serca, swoich zmysłów. Napawać się spokojem. Sporo osób oburzy się w tym momencie, jednak prawdziwa uważność i świadomość ujawnia się nam w codzienności. Kiedy partner wraca zdenerwowany z pracy, nasze dziecię pokłóciło się z kolegą, a my nie załatwiliśmy naszej sprawy, bo urzędniczka miała gorszy nastrój. Wówczas możemy dostrzec naszą uważność, świadomość, spokój, miłość. Na ile zaprosiliśmy je do siebie i na ile one harmonizują z nami pozwalając nam być tylko obserwatorem wszystkiego co się dzieje na zewnątrz.

Dlatego tak trudno nam się zdecydować na długofalową pracę nad sobą. Wolimy "zaliczyć" kolejny warsztat i uspokoić własne sumienie, że zrobiliśmy coś dla siebie. Jacy to jesteśmy fajni. To tak, jak wrzucić monetę żebrakowi. Na moment możemy poczuć się dowartościowanymi, bo zrobiliśmy przecież coś dobrego, pomogliśmy. Jednak moment minie i... poprzednie samopoczucie wraca.

Coś, co się odbywa długofalowo, wymaga od nas samodyscypliny, zaangażowania, pracy ze sobą. Pojawia się cykliczność i systematyczność. Zaczynamy robić krok za krokiem i posuwamy się do przodu. Jednak nikt za nas nie ruszy się z miejsca i nie pójdzie. Sami musimy wstać, chcieć wykonać krok, ruszyć nogą... Sami "musimy" TO zrobić.

Uwielbiam metafory. To tak jak posprzątaniem mieszkania. Można je ogarnąć w jeden dzień i sprawić wrażenie, że wszystko jest ok. Jednak gdy chcemy posprzątać całość i przejrzeć wszystkie zakamarki, to zajmie nam to kilka dni, czasami tygodni, a być może miesięcy. Wszystko zależy od tego, jak się do tego zabierzemy. Oczywiście możemy także chcieć posprzątać otaczającą nas przestrzeń siedząc cały czas w fotelu. Nasze życie, nasze decyzje, nasze zmiany.

W tym tygodniu ruszyła II edycja Odkryj siebie na nowo i zmień swoje życie w 7 tygodni  i zauważalnym jest, jak trudno wiedzę nabytą przenieść do codzienności. Odnieść w drobiazgach rzeczywistości. Cudowne są piękne myśli, przesłania, różne mądrości, z którymi się najczęściej zgadzamy, jednak gubimy się, gdy stajemy "oko w oko" z naszą codziennością. To tak, jak z wcześniej opisaną medytacją. Wszystko ujawnia się w bezpośrednimi indywidualnym kontakcie. Wówczas dopiero uświadamiamy sobie jak wiele w nas ograniczeń i blokad. Rzeczy, które wydawały nam się oczywiste, już takie nie są. I dobrze, bo dopiero wówczas możemy wprowadzić świadome zmiany.










Zapraszam
do podróży z miłością w głąb siebie
i odkrywania siebie na nowo.
Maria Prosperita
Kontakt: mariaprosperita@gmail.com

Wróć do chwili obecnej.











Zapraszam
do podróży z miłością w głąb siebie
i odkrywania siebie na nowo.
Maria Prosperita
Kontakt: mariaprosperita@gmail.com

02 grudnia 2015

Przesłanie miłości, czyli ostatnie słowa Steve'a Jobsa.



"Gdyby dzisiaj był ostatni dzień Twojego życia, czy chciałbyś robić to co dzisiaj masz zamiar zrobić?"
 
Steve'a Jobsa prawdopodobnie nikomu nie trzeba przedstawiać. Współzałożyciel, prezes i przewodniczący rady nadzorczej Apple Inc., jednej z najbardziej dochodowych i prestiżowych firm na rynku światowym. Przez wielu uznawany za geniusza. W 2004 r. świat obiegła wiadomość, że zmaga się z nowotworem trzustki. Okazało się, że cierpiał na rzadką odmianę raka trzustki, która jest leczona głównie operacyjnie. Poddał się zabiegowi, który okazał się skuteczny. 

Mówił wtedy:
"To było moje najbliższe spotkanie ze śmiercią, i mam nadzieję, że najbliższe przez kilka następnych dekad. Przeżywszy to doświadczenie, mogę powiedzieć Wam teraz z trochę większą pewnością, że śmierć jest przydatną lecz czysto intelektualną koncepcją: Nikt nie chce umierać. Nawet ludzie, którzy chcą iść do nieba, nie chcieliby umrzeć, by się tam znaleźć. Śmierć jest przeznaczeniem, które wszyscy dzielimy. Nikomu nigdy nie udało się jej wymknąć. Tak też powinno być, ponieważ śmierć jest prawdopodobnie najważniejszym wynalazkiem życia. Jest pośrednikiem wymiany życia. Usuwa stare, by utorować drogę nowemu. (...) Nie pozwólcie, by szum opinii innych zagłuszył wasz własny wewnętrzny głos. I co najważniejsze, miejcie odwagę podążać za głosem waszego serca i intuicji. One w jakiś sposób już wiedzą, kim naprawdę chcecie być. Wszystko poza tym, jest drugorzędne."

Kiedy Jobs wypowiadał te słowa, udzielał wielu motywujących wywiadów, myślał że wygrał z chorobą. Nie spodziewał się niestety, że choroba da przerzuty i wróci ze zdwojoną siłą. Ostatecznie nowotwór wygrał i doprowadził do śmierci Steave'a w 2011r. Niektórzy twierdzą, że życie skróciło mu stosowanie innowacyjnych i alternatywnych metod. Nie da się jednak pominąć faktu, iż nowotwór trzustki jest uznany za jeden z najgroźniejszych. Nie daje objawów, rokowania nie należą do najlepszych. Bezdyskusyjnie zmienił świat. Poza nowymi ideami technologicznymi pozostawił również wiele mądrych słów, które mogą być cenną wskazówką dla nas.

Będąc już na łożu śmierci, wzruszył świat swoimi ostatnimi słowami:
"Doszedłem na szczyt sukcesu w biznesie. W oczach innych, samo moje życie jest symbolem sukcesu. Jednak poza pracą mam też trochę radości. Moje bogactwo jest po prostu faktem, do którego przywykłem. W tym momencie, leżąc na szpitalnym łóżku, rozpamiętując całe moje życie, zdaję sobie sprawę, że wszystkie pochwały i bogactwo, z których kiedyś byłem tak dumny, stały się nieistotne z powodu nadchodzącej do mnie śmierci. W ciemności, kiedy patrzę na zielone światła sprzętu do sztucznego oddychania i słyszę dźwięk tych wszystkich machin, czuję oddech zbliżającej się śmierci.

Dopiero teraz rozumiem, że kiedy zgromadzisz wystarczająco dużo pieniędzy, tak dużo by wystarczyło do końca życia, trzeba też realizować cele, które nie są związane z pieniędzmi. To powinno być coś ważniejszego: Na przykład opowieści o miłości, sztuce, dziecięcych marzeniach. Nie, przestań próbować zdobywać bogactwo, może to zrobić tylko tak pokręcona istota jak ja. Bóg stworzył nas w taki sposób, że możemy poczuć miłość w sercu każdego z nas. Nie w złudzeniu zbudowanym na sławie czy pieniądzach, tak jak ja zrobiłem w moim życiu. Nie mogę zabrać ich ze sobą.

Mogę tylko zabrać ze sobą wspomnienia, które zostały wzmocnione przez miłość. To jest prawdziwe bogactwo, które będzie za Tobą podążało, towarzyszyło Ci, dawało siłę i światło, aby przejść dalej. Miłość może podróżować tysiące mil, a więc życie nie ma granic. Przenieś się tam, gdzie chcesz być. Dąż do zdobycia celów, które chcesz osiągnąć. Wszystko jest w Twoim sercu i w Twoich rękach. 

Które łóżko jest najdroższe na świecie? Łóżko szpitalne. Ty, jeśli masz pieniądze, możesz zatrudnić kogoś kto będzie prowadził za Ciebie samochód, ale nie można zatrudnić kogoś kto przejmie chorobę, która Cię zabija. Utracone dobra materialne można odzyskać. Jest jedna rzecz, która raz zgubiona, nigdy nie będzie możliwa do odzyskania: życie. Niezależnie od etapu życia, w którym jesteśmy teraz, w końcu będziemy musieli zmierzyć się z dniem, kiedy kurtyna opada. Proszę doceniaj swoją miłość do rodziny, miłość do współmałżonka, miłość do przyjaciół... Traktuj wszystkich dobrze i bądź w przyjaznych stosunkach z sąsiadami."

opracowała: Kaja Gryciak
źródło: onkoline.pl 




zdjęcie z internetu - autor nieznany








Ludzie odporni na zmianę. Na czym polega „pseudorozwój”?




Chodzą na kolejne szkolenia i terapie, ale nadal pozostają w tym samym miejscu. Zmieniają partnerów, pracę, ale „nowe” nie znaczy „inne”. Są dowodem na to, że współczesne popkulturowe traktowanie rozwoju osobistego może być równie destrukcyjne jak nałóg.

Zmieniłam się, to było ważne doświadczenie, terapia na stałe będzie wpisana w moje życie – powiedziała Magda, odchodząc po pół roku z rocznej grupy terapeutycznej. Od ponad siedmiu lat pracuje nad swoim wewnętrznym rozwojem. Niedawno skończyła szkołę coachingu, wcześniej chodziła na zajęcia jogi, a potem air jogi. Raz pojechała na trening interpersonalny, ale jej się nie spodobało, spróbowała również pracy z ciałem metodą Lowena, później były warsztaty oddychania. Na terapię trafiła po tym, jak rozpadł się jej kolejny związek. Miesiąc temu poznała nowego faceta, zakochała się i uznała, że terapii już nie potrzebuje. Czuje się świetnie, na co dowodem jest nowa miłość.

Prawdopodobnie Magda ma rację – terapia będzie wpisana w jej życie, dopóki nie nauczy się, jak z niej skorzystać. Zmiana, o której mówi i która zachęciła ją do porzucenia grupy, jest pozorna i krótkotrwała. O sukcesie w terapii można mówić, gdy przestajemy jej potrzebować. Gdy rozpadnie się związek Magdy, gdy doświadczy straty, cierpienia, smutku albo nudy czy pustki, najpewniej znów skorzysta z jakiejś formy pracy nad sobą, poprawi sobie na jakiś czas nastrój i wróci do dawnego życia.

Przecież cały czas się rozwijam.

 

Magda należy do coraz większego grona zmianoodpornych. Zmieniają otaczającą ich scenerię, ale nie zmieniają scenariusza. Mogą twierdzić, że poradzili sobie ze zdradą, że uwolnili się od negatywnych uczuć, a nawet wybaczyli, ale nie uświadamiają sobie, że tak bardzo boją się zranienia, że wybrali pracoholizm zamiast ryzyka zbudowania nowego związku. Inni pną się po szczeblach kariery, osiągają kolejne sukcesy, gwałcąc swoją potrzebę bliskości i odpoczynku. Nie rozumieją, że żyjąc w takim tempie, próbują zrealizować pomysł narzucony przez wymagającego, wiecznie niezadowolonego i sfrustrowanego ojca.
Pomimo szeregu kursów i szkoleń nic nie zmienia się w ich wnętrzu. Mogą podróżować, zmieniać miejsca zamieszkania i partnerów, nadal tkwiąc w iluzji, że nowe oznacza inne. Nie rozumieją, że są zdeterminowani tym samym i niezmiennym skryptem.

Ucząc się nowych umiejętności, podejmując pracę nad sobą, ludzie kierują się różnymi motywami. Jak mówi Monika Jędrowska, psycholożka i certyfikowana psychoterapeutka Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, poza marzeniami i celami do zdobycia najczęściej jest to jakaś forma cierpienia, jak poczucie osamotnienia, niezrozumienia siebie i innych, konflikty albo kłopoty w nawiązywaniu i pogłębianiu relacji z ludźmi. – Czasami jest to trudne do zdefiniowania poczucie napięcia albo pustki – wyjaśnia i dodaje, że najnowsze badania wyraźnie wskazują, że to, na ile skorzystamy z różnych form rozwoju osobistego, zależy tylko od nas.

Znaczy to tyle, że im więcej w nas „zasobów”, tym większe szanse na powodzenie. Pozornie wydaje się logiczne, że udział w kolejnych zajęciach zwiększa świadomość zasobów, pozwala je rozpoznać albo uaktywnić. Niestety, może się okazać, że współczesne, popkulturowe traktowanie rozwoju osobistego nie tyle nie przynosi efektów, co może być równie destrukcyjne jak uzależnienie od alkoholu. – Uczestnictwo w kolejnych warsztatach bywa formą rozładowania emocji. Mechanizm jest tu taki sam jak u nałogowców. Nieumiejętność rozpoznawania oraz regulowania emocji i nieprzyjemne napięcie zamieniane jest na potrzebę uczestniczenia w jakichś zajęciach – mówi Monika Jędrowska. Dodatkowo u takich osób rozwija się system zaprzeczania problemom („przecież cały czas się rozwijam”), i tak odtwarza się przymus pracy nad sobą, który nic nie wnosi.

W mojej pracy terapeutycznej dostrzegam również kilka innych schematów, które powodują, że ludzie wielokrotnie zmieniają terapeutę. Jednym z nich jest potrzeba potwierdzania narcystycznej kompensacji, że jest się kimś wyjątkowym, szczególnym. Obecnie wszelkie formy pracy nad sobą mogą być traktowane jako dowód na uduchowienie, wrażliwość, większą świadomość. Tak naprawdę to tylko kolejna forma pogłębiania dystansu do samego siebie, a przede wszystkim nie leczy głębokiego bólu, samotności, z którą człowiek boi się spotkać. Popycha też do coraz to nowych aktywności, bo żadna nie jest tą, która przyniosłaby ukojenie – przyznaje Monika Jędrowska.

Zdarza się, że takie osoby wykazują wielką chęć wchodzenia w rolę pocieszycielki, doradcy, ratowniczki czy mentora. W ten sposób jeszcze głębiej ukrywają swoje cierpienie i nieumiejętność poradzenia sobie z nim. Skąd ten mechanizm?

Lęk przed katastrofą

 

Jak w wielu innych, tak i w tym wypadku kluczowe są relacje. Dzieciom coraz częściej okazuje się warunkową miłość – za dobre oceny, posłuszeństwo, uległość lub aktywność, milczenie lub zabieranie głosu. Do tego dochodzi brak czasu na bliskość z rodziną, a to odbiera poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa. Z tego powodu dziecko dorasta w atmosferze pozbawionej warunków potrzebnych do zbudowania zaufania, najpierw do innych, a potem do samego siebie. W konsekwencji przybywa osób zależnych od głosu ekspertów, zarazem niepotrafiących im zaufać, z niskim i zmiennym poczuciem własnej wartości, a co najważniejsze – niepotrafiących budować autentycznych i trwałych relacji z innymi.

Deficyt w umiejętności tworzenia więzi jest jednym z powodów tego, że ktoś nie potrafi utrzymać się w relacji terapeutycznej, wytrwać na jakichś zajęciach, dokończyć jakiegoś projektu – twierdzi Monika Jędrowska. W takim człowieku istnieje ogromna tęsknota za bliskością, zależnością, opieką, ale z drugiej strony jest lęk przed zbliżeniem, przed powtórzeniem znanego z dzieciństwa scenariusza, kiedy to, będąc blisko, było się narażonym na jakiś rodzaj krzywdy – zranienie, ośmieszenie, odrzucenie. Taka osoba pierwsza wycofa swoje zaangażowanie, tak aby ową katastrofę wyprzedzić, zapobiec jej. Nawet jeśli jest to katastrofa wyimaginowana. Aż do następnego razu, kiedy gnana tęsknotą za kontaktem, miłością, bliskością wejdzie w nową relację, którą po jakimś czasie porzuci z tych samych powodów.

Jest też inna grupa zmianoodpornych. W przeszłości doświadczyli dotkliwej straty, takiej jak śmierć bliskiej osoby, zdrada czy rozpad więzi i w związku z tym rozwinęli w sobie gorzkie przekonanie, że nie ma nadziei na zmianę, na inne, szczęśliwsze życie. Podejmując się pracy nad sobą – terapeutycznie lub na jakichkolwiek innych warsztatach – nieświadomie realizują ten sam scenariusz. W ich głowie niczym zdarta płyta rozbrzmiewa monolog wewnętrzny: „nie może się udać, to nie ma sensu, nie mam nadziei, może inni, ale nie ja, to się nigdy nie zmieni”. Przywiązanie do owego monologu związane jest – paradoksalnie – z poczuciem moralnego zwycięstwa nad sprawcami krzywdy, najczęściej rodzicami lub innymi znaczącymi osobami. Dopuszczając do autentycznej zmiany, symbolicznie oddaliby zwycięstwo terapeucie lub innej osobie udzielającej pomocy. Odchodząc z kolejnej terapii, ponoszą porażkę, ale nie dają satysfakcji innej, ważnej osobie, np. terapeucie. Odnoszą krótkotrwałe zwycięstwo, które jednak ma potwornie gorzki smak. To oczywiście psychologiczna gra, w której wygrana oznacza jednocześnie emocjonalną klęskę.

Zanurzyć się w procesie zmiany

 

Głęboka zmiana jest przede wszystkim rozciągnięta w czasie. Obejmuje procesy poznawcze, czyli destrukcyjne, ograniczające przekonania, narracje życiowe, wspomnienia, fantazje. I procesy emocjonalne, czyli doświadczenia kontaktu ze sobą w zakresie rozpoznawania, nazywania i adekwatnego przeżywania emocji – wyjaśnia Monika Jędrowska. Gdy dochodzi do takiej zmiany, rozluźniają się napięcia w ciele, znikają pewne nawyki, a inne się zmieniają, poza tym znacznie poszerza się spektrum możliwych zachowań. Oznacza to większą wolność wyboru, brak przymusu i brak konieczności nieustannego sięgania po wsparcie. Zmieniają się również relacje, w których znika napięcie i lęk, pojawia się przestrzeń na słowo „nie”, ale i słowo „tak” dla nowych smaków, pomysłów. Rozszerza się świadomość i mnogość doznań, a to powoduje, że w samych sobie znajdujemy najwięcej sposobów na rozwiązywanie pojawiających się problemów.
Pacjenci najczęściej mówią, że zaczynają robić różne rzeczy inaczej. Jeśli dzięki temu pojawia się ulga w cierpieniu, motywuje ich do podążania nową drogą. A to pozwala osłabiać mechanizmy, które pierwotnie miały chronić przed bólem, ale obecnie zniekształcają doświadczanie kontaktu ze sobą – podsumowuje Monika Jędrowska.

Nowy związek Magdy rozpadł się, gdy jej partner zaproponował wspólne wakacje. Kłótnia o to, dokąd pojadą, zamieniła się w awanturę na temat wyznawanych wartości. Magda trafiła na terapię indywidualną. Zrozumiała wtedy, że podświadomie chciała skończyć związek, ponieważ cały czas bała się zranienia i cały czas nie poradziła sobie ze stratą mamy, która zmarła bardzo wcześnie.

Pomogło jej pytanie terapeutki:
„Czy kiedykolwiek wcześniej zanurzyłaś się w procesie zmiany?”.
Po tygodniu poszukiwania odpowiedzi Magda postawiła na szczerość i przyznała, że nie, że nigdy tak naprawdę nie pracowała nad sobą, chociaż spędziła siedem lat z przekonaniem, że nieustannie się zmienia.

Monika Jędrowska psycholożka i certyfikowana psychoterapeutka Polskiego Towarzystwa Psychologicznego

źródło: Zwierciadło.pl 











Poczuj życie



Każdym z nas czasami życie wstrząsa,
tylko czy zauważamy to w naszym pędzie za...
no właśnie za czym???

Może warto się zatrzymać
i zwyczajnie pobyć w chwili, która jest?

Poczuć swój oddech,
usłyszeć bicie serca,
docenić zmysły...




zdjęcie z internetu - autor nieznany




Zapraszam
do podróży z miłością w głąb siebie
i odkrywania siebie na nowo.
Maria Prosperita
Kontakt: mariaprosperita@gmail.com