Przestałam robić, to co kocham, to co sprawia mi radość, to co jest moją pasją. Pozwoliłam, a było to podświadome i nieme przyzwolenie, aby rzeczywistość pochłonęła moją energię, a tym samym mnie. Już to kiedyś przerabiałam i wyciągnęłam wnioski, jednak kiedy sprawy dotyczą bliskich osób, nie jest to już takie oczywiste i proste, niestety... Widziałam co się dzieje, obserwowałam, a jednak tym razem emocje mnie pochłonęły.
Ostatnich kilka lat pracy z emocjami skutkowało wyleczeniem wielu moich chorób, w tym przewlekłych, jak i doskwierających od dzieciństwa. Od wielu lat nie byłam u lekarza, jednak nie tym razem.
Chęć pomocy i troski o innych była silniejsza. Czułam, co się dzieje, bo uruchomiły się resztki programu - "inni są ważniejsi". I posiadana wiedza i wieloletnie doświadczenie na niewiele się zdały, bo postawiłam innych na pierwszym miejscu, kosztem siebie. A to, niestety, nigdy nie przynosi niczego dobrego. Tym bardziej, że wszystko było rozłożone w czasie i narastało, aż moje ciało się zbuntowało i jasno, i wyraźnie pokazało mi, że zboczyłam z drogi. Bardzo bolesne doświadczenie, bo od wielu, wielu lat tak bardzo i tak długo nie cierpiałam. I nagle okazało się, że nic nie jest ważne, poza mną.
Każdy ma swoją drogę i musi doświadczyć jej sam, nawet jeżeli to są bliscy. Nie ważne, co się dzieje w życiu innych, nie jesteśmy w stanie przeżyć życia za nich. A jednak często pojawia się spontanicznie "powinność niesienia pomocy". Pomaganie ma cudowną energię, ale nie wówczas, gdy robimy coś kosztem siebie. Często nawet tego sobie nie uświadamiamy, bo program niesienia pomocy innym jest tak silny, że przejmuje nad nami władzę. A to nigdy nie przyniesie niczego dobrego, ani obdarowanemu, ani obdarowującemu. Nawet wówczas, gdy nam się tylko wydaje, że robimy to z miłości.
Cudowności
Maria Prosper
praktyk samoświadomości
zdjęcie z internetu - autor nieznany
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz