06 marca 2016

"Wiem", to nie znaczy "czuję".



Od dawna już chciałam o tym napisać, ale widocznie dopiero teraz jest ten właściwy czas. Uwielbiam kontakty z ludźmi, z Wami, poznawać i uczyć się wzajemnie, bo każdy napotkany człowiek zawsze wnosi COŚ do naszego życia.

Korzystając z okazji, dziękuję każdej osobie, którą poznałam i mogłam spędzić cudowne chwile. Otaczam Was wszystkich energią Miłości.

Podczas tych naszych spotkań, zaobserwowałam, że wśród zgłaszających się do mnie osób z prośbą o pomoc, większość stanowi grupa tzw. "wiedzących". Rozpoczynając rozmowę, praktycznie na "dzień dobry" słyszę wiem... wiem... wiem... "Ja to wiem". Kochani, wiedzieć, to nie znaczy czuć, a to jest duża różnica, którą dzieli ogromna przepaść... To tak jakby przeczytać setki książek, które same w sobie czy od ich tylko przeczytania nie zmienią nas, naszej codzienności, naszej rzeczywistości.

Jeżeli z zakupionej i przeczytanej książki, chociaż jedno zdanie nas poruszy, to były to najlepiej wydatkowane pieniądze. Była to inwestycja w siebie. Jednak przeniesienie tego właśnie "poruszającego" nas zdania do naszej rzeczywistości i doświadczenia go, nie mentalnie, ale w codzienności jest krokiem do zmiany, zmiany nas samych i otoczenia.

Zawsze w naszych spotkaniach podsuwam drobne "myki", jak nazywam różnego rodzaju ćwiczenia umożliwiające wprowadzanie drobnych zmian w codziennych, wręcz automatycznie wykonywanych czynnościach - nawykach. I co? I tylko niewielka grupa osób zabiera się do działania, doświadczając drobnych zmian w codzienności.

Doświadczając zaczynamy odczuwać. Odczuwając zaczynany zmieniać się. Stajemy się kimś innym. Zaczynamy doświadczać życia już nie z automatu, lecz świadomie. Jednak, to wymaga od nas wysiłku. Wysiłku krok po kroku, tak jak dziecko uczące się chodzić. I nie ważne, że nie zawsze się nam udaje, ważne że chęć poznania czegoś nowego, doświadczenia tego jest tak ogromna, że niepowodzenia dodają nam jeszcze większego zapału do działania.

Tak jak każdy z Was uczyłam się chodzić. Tak jak większość wkroczyłam kiedyś tam na ścieżkę rozwoju i przez długie lata doświadczałam ponownej nauki chodzenia, ale już po nowej drodze prowadzącej do poznania siebie i świadomego życia. Oczywiście, że upadałam, kaleczyłam się, a nawet momentami waliłam głową o mur, po to tylko aby zrobić w nim mały wyłom. Przychodziło zniechęcenie, ogarniał mnie bezsens tego co robiłam... otrzepywałam się z tych uczuć i stawiałam kolejny krok na swej drodze do siebie. I dzięki doświadczaniu jestem tu gdzie jestem i taka jaka jestem. Każdej napotkanej osobie na mojej drodze rozwoju DZIĘKUJĘ, bo każda na swój własny sposób miała wkład w moją zmianę.

Hm, rozpisałam się dzisiaj trochę..., ale jeszcze jedno mi się nasuwa.

Kochani, jeżeli słyszycie lub czytacie, że Wasze życie radykalnie zmieni się z dnia na dzień, jak tylko to czy tamto zastosujecie, czy skorzystacie z tych czy innych warsztatów czy szkoleń, nie łudźcie się, bo tak zmiana nie działa. Oczywiście COŚ się zmieni, jednak dalekie to będzie od Waszych oczekiwań, gdyż zmiana, to proces. To proces trwający miesiącami i latami, ale jest cudowny, wspaniały i zachwycający. I każdy, kto wejdzie w ten proces aktywnie, a nie na zasadzie, że "ktoś zrobi coś za mnie", nie zawróci już z niego. On jest jak narkotyk, bo uzależnia. To jest jedyne uzależnienie, które w pełni akceptuję. Uzależnienie od bezwarunkowej Miłości, najpotężniejszego narzędzia kwantowego istniejącego od wieków, a obecnie dostępnego na wyciągnięcie ręki dla wszystkich chętnych.

No to łapki w górę i sięgamy po Miłość.
Wszystkim czytającym posyłam energię czystej Miłości!
Kocham Was!!!

Maria Prosperita




Twój dom
tam, gdzie serce twoje.

zdjęcie z internetu - autor nieznany








Brak komentarzy: