09 października 2016
Proces powstawania książki, procesem moich zmian.
Książka. "Napisać własną książkę" - ta myśl zaczęła się pojawiać kiedy byłam jeszcze nastolatką. Wraz z wiekiem moje małe marzenie przybierało na sile. Jednak w pewnym momencie odpuściłam je sobie, uznając za całkowicie nierealne i niemożliwe. Kiedy świadomie zrezygnowałam ze swojego pragnienia, świat zaczął się o jego realizację dopominać. Co rusz słyszałam, że powinnam napisać książkę i opisać swoją historię. Uśmiechałam się, mówiąc "może kiedyś" bez przekonania. Wówczas była jeszcze wersja książki, opisującej moje życie jako pasmo doświadczania "lekcji", teraz doświadczeń z procesu zmian.
I tak mijały lata, a z któregoś dnia, cudownym zrządzeniem losu weszłam w projekt, którym celem było napisanie własnej książki. Jednak innowacyjnością projektu była odwrotność całego procesu.
Jak na skrzydłach w jednej chwili, pod wpływem impulsu kliknęłam... i ten klik ma swoje konsekwencje aż do teraz i jeszcze będzie mieć...
Nie zdawałam sobie sprawy, jak trudnym jest proces, którego finałem jest realna książka w ręce. Ja kompletnie zielona, zaczęłam zachowywać się jak marionetka. Zgodnie z zaleceniami informacja poszła w eter. Wykonywałam rzeczy, na które chyba normalnie bym się nie odważyła (wiem, bo to były moje ograniczenia, z którymi "musiałam" się zmierzyć). Jednak wszystko w projekcie należało robić szybko i szybciej. Zaczęłam wytracać swoją własną energię. Czułam, że coś jest nie tak, ale nie byłam wstanie tego zauważyć. Znajomi jednak widzieli jak na dłoni, to co się ze mną dzieje.
Sama już przecież wiedziałam z doświadczenia, że wszystko w swoim czasie i zgodnie z melodią serca. Jednak tym razem nie słuchałam siebie lecz uległam innym i podporządkowałam się.
Pierwszy raz życie pokazało mi już przy okładce, że powinnam się zatrzymać. Zamiast paru dni, jej powstawanie trwało ponad dwa tygodnie i nie do końca była to "moja" okładka. Oczywiście zlekceważyłam tak oczywiste znaki i brnęłam dalej podporządkowując się instruktażowi w projekcie. Sporo rzeczy przychodziło mi z ogromnym trudem. Czas uciekał. Ja dalej brnęłam, bo przecież... informacja poszła, obiecałam, zobowiązałam się... "sabotażysta" był w swoim żywiole! Zdominowała mnie źle pojmowana lojalność, o której dokładnie już wiedziała, ale w tym momencie ukazała mi się w całej okazałości! Też nie zatrzymała mnie. Dopiero choroba uszu, która objęła prawie całą głowę, zatrzymała mnie na ponad kolejne dwa tygodnie. I dopiero wówczas, kiedy ból mnie obezwładnił, poddałam się. Już wiedziałam, że nie tędy droga. Już wiedziałam, że terminów nie dotrzymam. Znowu "wyszło", że nie jestem doskonała, jednak tym razem nie umiałam tego zaakceptować. Nie umiałam, bo przecież się zobowiązałam. I kółko się zamknęło.
Skupiłam się na przeredagowywaniu mojej książki, bo nie w takiej wersji chciałabym ją wydać. Czas znowu uciekał. A świadomość źle pojmowanej lojalności wcale mi w moim procesie tworzenia książki nie pomagała, wręcz przeciwnie, powodowała, że nakładałam na siebie presję.
Przyszedł moment, kiedy już prawie podjęłam decyzję, że poddaję się i wycofuję z projektu, z ksiązki. Jednak ciągle coś mi przeszkadzało, aby napisać do nabywców mojej książki, porozmawiać, zrekompensować... W efekcie do nikogo nie napisałam. Jednak pobyłam z każdym z Was. Zaufaliście mi. Chcecie przeczytać, to co mam do powiedzenia o własnym doświadczeniu w procesie zmian... I tak będąc z Wami coś we mnie pękło, coś znowu się otwarło, coś zabłysło... I to dzięki Wam. Wam wszystkim, którzy zaufaliście, kiedy sama sobie nie ufałam w temacie książki. Bo chęć płynąca z rozumu nie jest tym samym, co pragnienie serca.
Przyszedł moment, że poczułam swoją książkę całą sobą. Wiem, że tytuł się zmieni na "Życie jest proste!". Bo życie jest proste, kiedy sami sobie go nie komplikujemy. Zmieni się także okładka. Zawartość książki także ulegnie zmianie, bo przejęła ją energia serca i miłości, a nie rozumu.
W całym tym procesie powstawania książki, przechodzę proces powrotu do siebie przez ujawniające się ograniczenia. I to tylko dzięki Wam Kochani, bo zaufaliście mi. Nie ponaglaliście mnie, chyba że tylko pragnieniem przeczytania jej. Dziękuję Wam za to. Bez Was nie zadziałoby się, to wszystko co się zadziało w moim życiu.
Książka powstanie i chciałabym, aby jej premiera odbyła się 30 listopada. Będzie za "moment" wydarzenie na fb, na którym będą umieszczane bieżące informacje.
Każda osoba, która zakupiła moją książkę w przedsprzedaży do 15 lipca otrzyma w ramach rekompensaty specjalny dodatkowy bonus.
Jeszcze raz dziękuję, bo dzięki Wam dokonałam kolejnych zmian, odpadły kolejne skorupki i... książka nie zostanie w nicości, tylko trafi do Waszych rąk. Dziękuję.
Maria Prosper
mariaprosperita@gmail.com
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz