Wszystko przecież przydarza się dla nas, a nie nam i ma swój cel, dlatego też był to dla mnie dzień przyjrzenia się własnej cierpliwości i zaprzyjaźnienia się z nią. Tym bardziej, że miałam przy sobie jako dodatkową atrakcję... nastoletniego krytykanta.
No cóż, synchronizacja komputera z przynależnym mu oprzyrządowaniem, wzięła sobie urlop na żądanie, ale niestety bez uprzedzenia. W takiej sytuacji niby komputer jest, ale korzyść z niego żadna. Doprowadzenie go do stanu używalności sprowadziło się do poświecenia mu całej swojej uwagi. W konsekwencji wszystkie inne czynności zostały zaniechane i w efekcie przesunięte są w czasie. Najważniejsze, że w końcu pozwolił na rozstanie powracając do sprawności i... teraz znowu mi służy.
autor nieznany - zdjęcie z internetu
2 komentarze:
I umiesz sobie z "chorobą" komputera poradzić? Dzielna dziewczyna jesteś! Ja w tych sprawach jestem zielona i musiałabym oddać mojego do jakiejś lecznicy :)
Dziękuję :)
No wiesz... zawsze można zamówić wizytę domową ;)
Pozdrawiam.
Prześlij komentarz