29 lipca 2015

Niemożliwe staje się możliwe.


Pamiętam jakby to było wczoraj...

Poznałam moc energii kawantowych i zamarzyłam sercem, i całą sobą odbyć warsztaty w tym temacie. Sytuacja moja wówczas była dramatyczna. Brak pracy, brak środków do życia, powstające zadłużenia, dziecko na utrzymaniu, nie wypłacane alimenty od byłego... a moje serce rwało się do profesjonalnego poszerzania wiedzy. Mrzonka.

Katowickie warsztaty zostały odwołane, a i tak gdyby się odbyły, nie mogłabym sobie na nie pozwolić. Kolejne planowane były w Krakowie, do którego ciągnęło mnie już od lat... Od tego momentu moje uczucia przeniosły się do Krakowa. Po drodze, były warsztaty w Częstochowie, na które nawet miałam oferowany transport, ale moje serce mówiło nie, tak jak i moje finanse. Widocznie nie były dla mnie.

Zbliżał się termin Krakowskich warsztatów i już byłam pogodzona z faktem, że one także nie są dla mnie, że to nie właściwy czas. Znajoma się na nie wybierała. Zrobiło mi się przez moment żal... ale świadoma mechanizmów jakie działają w myśl zasady "życz, a będzie ci życzone" zaczęłam się cieszyć razem z nią z jej wyjazdu.

W środę, a warsztaty odbywały się w sobotę, okazało się, że znajoma wybiera się na nie dopiero za tydzień. Pomyliła terminy. Uświadomiłam ją. Sama zaczęłam się zastanawiać od kogo mogłabym pożyczyć chociaż 50 zł na jedzenie, a nie lubię pożyczać i wówczas nie umiałam przyjmować pomocy innych. Znacznie łatwiej było mi pomagać innym.

Nagle dzwonek do drzwi. Listonosz. Pyta czy może wejść. Oczywiści. Ma dla mnie gotówkę. "Żywą" i to nie małą gotówkę. ( Kilka miesięcy wcześniej ktoś mi kiedyś pomógł - o czym już pisałam Jak zmaterializowały się pieniądze. ) Zupełnie się nie spodziewałam. Ręce i cała zaczęłam drżeć i przyglądać się magii, która działa się na moich oczach. Wówczas pierwszy raz pomyślałam o sobie. Spróbuję podzielić pieniądze między moją sytuację (zagrożenie w spółdzielni mieszkaniowej) i moje pragnienie czyli warsztaty. Niech się dzieje co chce.

Chwyciłam za telefon i dzwonię do krakowskiego organizatora warsztatów, nie wiedząc czy są jeszcze miejsca. Nie wiedząc czy pieniędzy wystarczy. Dodzwaniam się do szczecińskiej siedziby osób prowadzących warsztaty. Qrcze coś nie tak! Ale idę za ciosem. Okazuje się, że pod telefonem jest osoba prowadząca zajęcia. Wooow! Znowu magia. Chaotyczna rozmowa z mojej strony, bo pełna byłam emocji i... jadę na warsztaty! Cuuudnie! Nie wiem czy na dwa czy na cztery dni, ale jadę!

No tak, warsztaty, warsztatami, ale należałoby z Katowic do tego Krakowa jeszcze jakoś dojechać, no i dobrze byłoby gdzieś spać. Kompletnie nie martwiłam się. Czułam w sercu, że jak będę miała być na tych warsztatach i to w Krakowie, to wszystko się ułoży.

W piątek rano nic nie wiedziałam, poza faktem, że następnego dnia rano odbywają się warsztaty. Nie miałam noclegu. I znowu magia pokazała swoją moc. Pojawiły się pieniądze na nocleg! Zaczęłam szukać. Większość atrakcyjnych cenowo miejsc zajęta. Nie mogłam znaleźć miejsca na nocleg. Odpuściłam. Niech się dzieje co chcę, to będę dojeżdżać codziennie, chociaż akurat tego jakoś nie mogłam sobie wyobrazić, ale chęć bycia na warsztatach była tak ogromna, że dojazdy nie robiły na mnie najmniejszego wrażenia. Pogodziłam się z sytuacją.

Późnym popołudniem ponownie zajrzałam do internetu... Jeden adres się wyświetlił. Nawet nie wiedziałam gdzie to jest, ale szansa na nocleg! Telefon i... dostałam nocleg! I to jaki!!! Jedynka na Starym Mieście!!! Kraków! Stare Miasto! I jedynka! Niemożliwe staje się możliwe. Ponad moje najśmielsze wyobrażenia!

Już nie ważne było na ile dni jadę, ważne było, że jadę. Jednak odruchowo zamówiłam trzy noclegi, chociaż nie wiem dlaczego, tak jakbym to nie ja zamawiała. Moje serce wiedziało! Spędziłam przecudne cztery dni w Krakowie, przy wymarzonej pogodzie ze wspaniałymi ludźmi.

Maria Winowska









Brak komentarzy: