15 maja 2015

Oburzony.



Jeśli się ktoś oburza na coś złego, wtedy zdaje się stać po stronie dobra i przeciwko złu, po stronie prawa i przeciw bezprawiu. Wchodzi pomiędzy sprawców, a ofiary, żeby zapobiec dalszemu złu. MÓGŁBY PRZECIEŻ WEJŚĆ POMIĘDZY NICH Z MIŁOŚCIĄ, i tak byłoby na pewno znacznie lepiej.

Czego więc chce oburzony? I co robi rzeczywiście?
Oburzony zachowuje się tak, jak gdyby był ofiarą, wcale nią nie będąc. Uzurpuje sobie prawo żądania od sprawców zadośćuczynienia, mimo, że jemu samemu nie stała się krzywda. Czyni się obrońcą ofiary, jak gdyby przekazała mu ona prawo reprezentowania siebie.

Co robi oburzony?
Uzurpuje sobie prawo wyrządzenia zła sprawcom, nie obawiając się złych skutków tego czynu dla siebie. Jego zły czyn jawi się bowiem w świetle dobra, a on sam nie potrzebuje obawiać się żadnej kary. Żeby uzasadnić swoje oburzenie, oburzony dramatyzuje zarówno krzywdę doznaną przez ofiarę, jak też skutki winy sprawcy. Skłania ofiarę do tego, żeby krzywdę widziała w tak samo złym świetle jak on. Jeśli tego nie zrobi, w oczach oburzonego też stanie się podejrzana i będzie musiała uciekać, żeby nie paść ofiarą jego oburzenia, jak gdyby była sprawcą.

W obliczu oburzenia, ofiary nie mogą zostawić swojego cierpienia, a sprawcy - skutków winy. Gdyby szukanie wyrównania i pojednanie zostawić tylko ofiarom i sprawcom, mogliby sobie wzajemnie pozwolić na nowy początek. Jednak oburzeni z reguły nie znajdują zaspokojenia dopóty, dopóki nie zniszczą i nie upokorzą sprawców, nawet, jeśli powiększą tym cierpienie ofiar.

Oburzenie ma przede wszystkim charakter moralny.
Nie chodzi tu o okazanie komuś pomocy, lecz o przeforsowanie roszczenia, za którego orędownika i wykonawcę ma się oburzony. Dlatego, w przeciwieństwie do kogoś, kto kocha, oburzony nie zna współczucia ani miary.

Bert Hellinger






Brak komentarzy: