Kobieca przestrzeń między nogami.
Święta przestrzeń.
Początkiem
wszystkiego.
Miejscem, w którym rodzi się nowe życie.
Wrota wszelkiego istnienia.
Język jest odzwierciedleniem tego, jak postrzegamy określone zjawisko w
kulturze. Jak powiedział Elias Canetti, bułgarski pisarz i poeta, każdy
język ma swój specyficzny rodzaj milczenia. Dlaczego język polski
milczy, ilekroć ma nazwać kobiecą przestrzeń między nogami.
Miłość - jako stan ducha, traktujemy jako coś wzniosłego, pięknego, coś o
czym można i powinno się rozmawiać. Rozróżniamy różne jej odcienie,
doszukujemy się subtelnych jej oznak. Stąd bogate słownictwo -
zakochanie, zauroczenie, miłość, fascynacja. Jest miłość budująca,
pełna, niszcząca - można by wymieniać bez końca. Inaczej w kwestii... no
właśnie - czego? Uprawiania miłości (niczym każdej innej dyscypliny
sportowej), kochania się - bardzo to poważne, bzykania? Jednak nie samo
określenie stosunku płciowego pokazuje najdokładniej, jak kulawy jest
nasz język, jeśli chodzi o miłość fizyczną. Słownictwo doskonale
wskazuje, że choć do tanga trzeba dwojga, jedno ma "narzędzia" do tańca,
a drugie jedynie powód do wstydu
Męskie klejnoty (jak to
dumnie brzmi), nieobarczony żadnymi złymi skojarzeniami penis, członek,
fallus, interes, ptaszek, On... A co mają kobiety? Medyczną waginę lub
pochwę - obie nazwy opisują jedynie to, co w środku i oznaczają po
prostu futerał, pokrowiec na męski miecz. Wulgarną cipę, albo jeszcze
gorzej - pizdę. No i staropolski srom (po którym wciąż zostały nam wargi
sromowe) i kiep. Do wyboru mamy jeszcze infantylną kuciapę i zdrobniałą
wersją wulgaryzmu czyli cipkę, w wersji dla dzieci - pipkę.
Mamy się czego wstydzić
Zacznijmy od początku, czyli używanego przez lata sromu. Co oznacza to
słowo? Wstyd i hańbę. I choć to tylko słowo - zbitka liter, fakt że ma
takie, a nie inne znaczenie, ma ogromny wpływ na to, jak postrzegamy
naszą fizyczność. Już wiele lat temu uznano, że kobiety powinny się
wstydzić posiadania pochwy. Erogenna strefa kobiecego ciała nie jest
uznawana za coś pięknego i wzniosłego. Bardziej jako kawałek mięsa,
który nas hańbi. Równie nieciekawie kojarzy się słowo kiep. Gdy nasza
pochwa i okolica zyskała to imię, kiep nie oznaczał wprawdzie niedopałka
papierosa, jednak dał początek słowu "kiepski". Też nie za dobrze. Może
dlatego w średniowieczu kombinowano, że Jezus narodził się przez lewe
ucho Maryi, przecież nie mógł wyjść z tak wstydliwego i haniebnego
miejsca jak srom czy kiep. Niemniej jednak, wszyscy inni z pewnością
tamtędy właśnie przyszliśmy na świat. Wagina jest więc początkiem
wszystkiego, miejscem w którym rodzi się nowe życie, wrotami wszelkiego
istnienia. Jednak nasz język w każdym calu ją dyskredytuje.
Święta przestrzeń kobiety
Nie we wszystkich społeczeństwach kobiece genitalia mają tak
niewdzięczne określenia. W wielu kulturach, gdzie miłość fizyczna nie
jest czymś brudnym i wstydliwym, a nierozerwalnie związanym z
duchowością, kobieca wagina, a także wargi sromowe i łechtaczka, noszą
wdzięczną nazwę - joni. Słowo to pochodzi z sanskrytu i oznacza świętą
przestrzeń. A przecież tego właśnie chcemy. By nasza pochwa, łechtaczka,
wargi sromowe były naszą świętą przestrzenią. Pięknym miejscem, które
daje rozkosz nam i naszym partnerom. Jaka kobieta może być dumna z faktu
posiadania sromu, a nawet pochwy na miecz, czy cipki? Mężczyźni są
dumni ze swoich penisów. Nawet jeśli wymyślają mało duchowe nazwy, takie
jak pała, czydrąg, podkreślają ich moc, nawiązują do pierwotnej męskiej
siły. A do czego nawiązuje pizdaczy cipa? Wystarczy zajrzeć do
słowników - w wielu te określenia już się znalazły, by zobaczyć inny
kontekst, w którym sięgamy po te wulgaryzmy. I tak - Głupia pizda,
pizdowaty - jako określenia ludzi, a nie części ciała. Co znaczą? Osobę
niezdarną, głupią, podłą - bez względu na płeć. O facetach też przecież
mówimy - ale on jest pizdowaty, albo pizda z niego - niczego nie potrafi
załatwić. Doskonałe skojarzenia z naszą świętą przestrzenią.
Podobne konotacje ma słowo cipa. By jakoś wybrnąć z terminologii medycznej i wulgaryzmów - stworzyliśmy cipkę. Wprawdzie to tylko zdrobnienie nadal wulgarnego słowa, ale staramy się o tym nie pamiętać. Właśnie to słowo najczęściej podsuwamy dziewczynkom, które pytają nas "co to jest?" i wskazują na miejsce między nogami. Oznacza to, że generalnie łatwiej akceptujemy to określenie, niż fachowo bardziej odpowiednią - pochwę.
Podobne konotacje ma słowo cipa. By jakoś wybrnąć z terminologii medycznej i wulgaryzmów - stworzyliśmy cipkę. Wprawdzie to tylko zdrobnienie nadal wulgarnego słowa, ale staramy się o tym nie pamiętać. Właśnie to słowo najczęściej podsuwamy dziewczynkom, które pytają nas "co to jest?" i wskazują na miejsce między nogami. Oznacza to, że generalnie łatwiej akceptujemy to określenie, niż fachowo bardziej odpowiednią - pochwę.
Język dzieci
Różnice w
terminologicznym podejściu do intymnych sfer kobiecego i męskiego ciała
widzimy już na przykładzie dzieci. Gdy zainteresowany swoim ciałem
chłopiec pyta o miejsca intymne, bez oporów odpowiadamy, że to penis czy
członek. Ewentualnie, chcąc uniknąć jakichkolwiek konotacji
seksualnych, skupiamy się wyłącznie na innej funkcji prącia - oddawaniu
moczu i wtedy sięgamy po siusiaka. Wprawdzie trochę infantylny, ale
nikogo nie obraża. W przypadku dziewczynek jest znacznie trudniej.
Korzystając z tego samego klucza, część rodziców mówi dziewczynkom, że
mają sisię lub pisię. Choć również próbujemy jedynie przekonać dziecko,
że to część ciała, odpowiedzialna za oddawanie moczu, brzmi infantylnie i
oczywiście zakłamuje rzeczywistość. Poza tym, na jak długo sisia
wystarczy? Za kilka lat będzie musiała zostać przemianowana. A to
"kombinowanie" z nazewnictwem od razu daje do zrozumienia, że coś z tą
częścią ciała jest nie tak. W końcu nos na zawsze pozostaje nosem,
podobnie jak ręka - ręką, a noga - nogą.
Nic dziwnego, że dorosłe
kobiety nie są dumne ze swoich intymnych części ciała, skoro od dziecka
są uczone, że ich narządy rozrodcze nie mają nawet nazwy, którą wolno im
wymówić bez wstydu. Mamy, którym sisia nie przechodzi przez gardło,
zazwyczaj tłumaczą dziewczynkom, że mają cipkę. Jednak nie jest to
słowo, którego dziecko może swobodnie użyć w przedszkolu. A jeśli to
zrobi, z pewnością wywoła poruszenie. Przecież potrzebne jest
określenie, którego może użyć kilkulatka, choćby po to, by powiedzieć,
że ją "tam" szczypie czy swędzi. W końcu to nic niezwykłego. Tak jak
swędzi ręka, może zaswędzieć miejsce intymne. Możemy oczywiście
skorzystać ze słownika medycznego - i sięgnąć po pochwę czy waginę.
Pomijając kwestię, czy te określenia nie są dla dziecka zbyt poważne,
tak naprawdę nie oznaczają one tego, o co dziewczynka pyta. Mała
kobietka nie wie, że "tam w środku" coś jest. Pyta o to, co widzi, o to
co znajduje się na zewnątrz.
Zapraszamy do sypialni
Język intymny jest też bardzo ważny w sypialni. Żeby to, co w niej
przeżywamy, mogło być piękne, prawdziwe i nie budzić w nas przekonania,
że robimy coś złego, powinniśmy móc jasno mówić o naszych potrzebach czy
oczekiwaniach. Jednak znów brak terminologii przeszkadza nam w tym
bardziej niż cokolwiek innego. Dlatego kombinujemy. Część par wymyśla
swoim genitaliom własne imiona - mamy więc np. Jasia i Małgosię..
Popularne są też słowa, które mają pozytywną konotację i w jakiś sposób
kojarzą się z kształtem waginy - kwiatek, różyczka, muszla. Kreatywność w
łóżku i tworzenie własnego erotycznego języka zawsze jest czymś
pozytywnym. Szkoda jednak, że wiele par czuje się zmuszana do tych
terminologicznych poszukiwań przez brak odpowiednich określeń w
słowniku, które nadawałyby się do szeptania w sypialni. Ta leksykalna
dyskryminacja kobiet ma wpływ nie tylko na trudności w komunikacji.
Budzi zahamowania, odbiera paniom pewność siebie, sprawia, że nie czują
się dobrze w swoim ciele. W końcu od dziecka podświadomie, były
wychowywane w poczuciu wstydu. A to przecież części intymne, nie
wstydliwe. Warto by język zauważył tę różnicę.
Co więc możemy zrobić?
Może warto stworzyć i wypromować nowy termin, który pozwoliłby nam
inaczej spojrzeć na naszą cipkę. Albo korzystajmy z coraz
popularniejszego - także w Polsce - określenia joni. W końcu trudno o
piękniejsze skojarzenie. A chyba każda kobieta chętnie zamieni swój
srom, na świętą przestrzeń.
Agata Dutkowska/AFI
dzięki: Evolutio Psychoterapia Ciałem
zdjęcie z internetu - autor nieznany
5 komentarzy:
Nareszcie ktoś "JĄ" nazwał tak jak należało.
Tym bardziej że Joni naprawdę jest świętą przestrzenią dla większości kobiet, w przeciwieństwie do męskiego penisa, którego mężczyźni traktują jako ogólnodostępny dla każdej chętnej. A każda kobieta nie szanująca swej intymnej przestrzeni, od dawien dawna nazywana jest kurwą - czyli kobietą skrzywioną - odbiegającą od normy.
Większego steku bzdur nie czytałem od dawna, zawsze myślałem ze to męskie genitalia mają gorzej i są traktowane jak "coś" albo zwykły przyrząd. Bo szczerze mówiąc, to właśnie męskie narządy mają bardziej wulgarny wydźwięk i większość nazw to albo twarde przekleństwa, albo zwykłe przedmioty. Nie tak jak niewieście zakamarki.
Piękny komentarz,podpisuję sie obydwoma rękami.
Wpis jest dosyć jednostronny. Wystarczy zwrócić uwagę, na słowo "ch*j" i jego odmiany. Jest to obraźliwe określenie męskiego członka. Fakt faktem, chyba jedyne. I też jest stosowane jako przymiotnik: "chu*owy", będący rozumiany często jako synonim "kiepskiego". Bądź rzeczownik, epitet stosowany względem jakiejś osoby - znaczenie negatywne "ty, chu*ju!", "ten ch*j" może być rozumiane podobnie jak "ty, cipo!" lub "ta pizda".
Co do reszty jak najbardziej się zgadzam.
Pozdrawiam,
Ola.
To, czyje genitalia mają gorzej lub lepiej jest tylko jednym z argumentów w dyskusji i na pewno nie świadczy o tym, że cały artykuł jest stekiem bzdur... Ogólnie w naszej kulturze żadne genitalia nie cieszą się największym szacunkiem, a przecież to niezależnie od płci jedna z najważniejszych i najświętszych części ciała - wszyscy zawdzięczamy jej pojawienie się na świecie:)
Prześlij komentarz