03 października 2015

Kobieca przestrzeń między nogami. Święta przestrzeń.




Kobieca przestrzeń między nogami.
Święta przestrzeń.
Początkiem wszystkiego.
Miejscem, w którym rodzi się nowe życie.
Wrota wszelkiego istnienia.



Język jest odzwierciedleniem tego, jak postrzegamy określone zjawisko w kulturze. Jak powiedział Elias Canetti, bułgarski pisarz i poeta, każdy język ma swój specyficzny rodzaj milczenia. Dlaczego język polski milczy, ilekroć ma nazwać kobiecą przestrzeń między nogami.

Miłość - jako stan ducha, traktujemy jako coś wzniosłego, pięknego, coś o czym można i powinno się rozmawiać. Rozróżniamy różne jej odcienie, doszukujemy się subtelnych jej oznak. Stąd bogate słownictwo - zakochanie, zauroczenie, miłość, fascynacja. Jest miłość budująca, pełna, niszcząca - można by wymieniać bez końca. Inaczej w kwestii... no właśnie - czego? Uprawiania miłości (niczym każdej innej dyscypliny sportowej), kochania się - bardzo to poważne, bzykania? Jednak nie samo określenie stosunku płciowego pokazuje najdokładniej, jak kulawy jest nasz język, jeśli chodzi o miłość fizyczną. Słownictwo doskonale wskazuje, że choć do tanga trzeba dwojga, jedno ma "narzędzia" do tańca, a drugie jedynie powód do wstydu

Męskie klejnoty (jak to dumnie brzmi), nieobarczony żadnymi złymi skojarzeniami penis, członek, fallus, interes, ptaszek, On... A co mają kobiety? Medyczną waginę lub pochwę - obie nazwy opisują jedynie to, co w środku i oznaczają po prostu futerał, pokrowiec na męski miecz. Wulgarną cipę, albo jeszcze gorzej - pizdę. No i staropolski srom (po którym wciąż zostały nam wargi sromowe) i kiep. Do wyboru mamy jeszcze infantylną kuciapę i zdrobniałą wersją wulgaryzmu czyli cipkę, w wersji dla dzieci - pipkę. 

Mamy się czego wstydzić
Zacznijmy od początku, czyli używanego przez lata sromu. Co oznacza to słowo? Wstyd i hańbę. I choć to tylko słowo - zbitka liter, fakt że ma takie, a nie inne znaczenie, ma ogromny wpływ na to, jak postrzegamy naszą fizyczność. Już wiele lat temu uznano, że kobiety powinny się wstydzić posiadania pochwy. Erogenna strefa kobiecego ciała nie jest uznawana za coś pięknego i wzniosłego. Bardziej jako kawałek mięsa, który nas hańbi. Równie nieciekawie kojarzy się słowo kiep. Gdy nasza pochwa i okolica zyskała to imię, kiep nie oznaczał wprawdzie niedopałka papierosa, jednak dał początek słowu "kiepski". Też nie za dobrze. Może dlatego w średniowieczu kombinowano, że Jezus narodził się przez lewe ucho Maryi, przecież nie mógł wyjść z tak wstydliwego i haniebnego miejsca jak srom czy kiep. Niemniej jednak, wszyscy inni z pewnością tamtędy właśnie przyszliśmy na świat. Wagina jest więc początkiem wszystkiego, miejscem w którym rodzi się nowe życie, wrotami wszelkiego istnienia. Jednak nasz język w każdym calu ją dyskredytuje. 

Święta przestrzeń kobiety
Nie we wszystkich społeczeństwach kobiece genitalia mają tak niewdzięczne określenia. W wielu kulturach, gdzie miłość fizyczna nie jest czymś brudnym i wstydliwym, a nierozerwalnie związanym z duchowością, kobieca wagina, a także wargi sromowe i łechtaczka, noszą wdzięczną nazwę - joni. Słowo to pochodzi z sanskrytu i oznacza świętą przestrzeń. A przecież tego właśnie chcemy. By nasza pochwa, łechtaczka, wargi sromowe były naszą świętą przestrzenią. Pięknym miejscem, które daje rozkosz nam i naszym partnerom. Jaka kobieta może być dumna z faktu posiadania sromu, a nawet pochwy na miecz, czy cipki? Mężczyźni są dumni ze swoich penisów. Nawet jeśli wymyślają mało duchowe nazwy, takie jak pała, czydrąg, podkreślają ich moc, nawiązują do pierwotnej męskiej siły. A do czego nawiązuje pizdaczy cipa? Wystarczy zajrzeć do słowników - w wielu te określenia już się znalazły, by zobaczyć inny kontekst, w którym sięgamy po te wulgaryzmy. I tak - Głupia pizda, pizdowaty - jako określenia ludzi, a nie części ciała. Co znaczą? Osobę niezdarną, głupią, podłą - bez względu na płeć. O facetach też przecież mówimy - ale on jest pizdowaty, albo pizda z niego - niczego nie potrafi załatwić. Doskonałe skojarzenia z naszą świętą przestrzenią.
Podobne konotacje ma słowo cipa. By jakoś wybrnąć z terminologii medycznej i wulgaryzmów - stworzyliśmy cipkę. Wprawdzie to tylko zdrobnienie nadal wulgarnego słowa, ale staramy się o tym nie pamiętać. Właśnie to słowo najczęściej podsuwamy dziewczynkom, które pytają nas "co to jest?" i wskazują na miejsce między nogami. Oznacza to, że generalnie łatwiej akceptujemy to określenie, niż fachowo bardziej odpowiednią - pochwę. 

Język dzieci
Różnice w terminologicznym podejściu do intymnych sfer kobiecego i męskiego ciała widzimy już na przykładzie dzieci. Gdy zainteresowany swoim ciałem chłopiec pyta o miejsca intymne, bez oporów odpowiadamy, że to penis czy członek. Ewentualnie, chcąc uniknąć jakichkolwiek konotacji seksualnych, skupiamy się wyłącznie na innej funkcji prącia - oddawaniu moczu i wtedy sięgamy po siusiaka. Wprawdzie trochę infantylny, ale nikogo nie obraża. W przypadku dziewczynek jest znacznie trudniej. Korzystając z tego samego klucza, część rodziców mówi dziewczynkom, że mają sisię lub pisię. Choć również próbujemy jedynie przekonać dziecko, że to część ciała, odpowiedzialna za oddawanie moczu, brzmi infantylnie i oczywiście zakłamuje rzeczywistość. Poza tym, na jak długo sisia wystarczy? Za kilka lat będzie musiała zostać przemianowana. A to "kombinowanie" z nazewnictwem od razu daje do zrozumienia, że coś z tą częścią ciała jest nie tak. W końcu nos na zawsze pozostaje nosem, podobnie jak ręka - ręką, a noga - nogą.
Nic dziwnego, że dorosłe kobiety nie są dumne ze swoich intymnych części ciała, skoro od dziecka są uczone, że ich narządy rozrodcze nie mają nawet nazwy, którą wolno im wymówić bez wstydu. Mamy, którym sisia nie przechodzi przez gardło, zazwyczaj tłumaczą dziewczynkom, że mają cipkę. Jednak nie jest to słowo, którego dziecko może swobodnie użyć w przedszkolu. A jeśli to zrobi, z pewnością wywoła poruszenie. Przecież potrzebne jest określenie, którego może użyć kilkulatka, choćby po to, by powiedzieć, że ją "tam" szczypie czy swędzi. W końcu to nic niezwykłego. Tak jak swędzi ręka, może zaswędzieć miejsce intymne. Możemy oczywiście skorzystać ze słownika medycznego - i sięgnąć po pochwę czy waginę. Pomijając kwestię, czy te określenia nie są dla dziecka zbyt poważne, tak naprawdę nie oznaczają one tego, o co dziewczynka pyta. Mała kobietka nie wie, że "tam w środku" coś jest. Pyta o to, co widzi, o to co znajduje się na zewnątrz. 

Zapraszamy do sypialni
Język intymny jest też bardzo ważny w sypialni. Żeby to, co w niej przeżywamy, mogło być piękne, prawdziwe i nie budzić w nas przekonania, że robimy coś złego, powinniśmy móc jasno mówić o naszych potrzebach czy oczekiwaniach. Jednak znów brak terminologii przeszkadza nam w tym bardziej niż cokolwiek innego. Dlatego kombinujemy. Część par wymyśla swoim genitaliom własne imiona - mamy więc np. Jasia i Małgosię.. Popularne są też słowa, które mają pozytywną konotację i w jakiś sposób kojarzą się z kształtem waginy - kwiatek, różyczka, muszla. Kreatywność w łóżku i tworzenie własnego erotycznego języka zawsze jest czymś pozytywnym. Szkoda jednak, że wiele par czuje się zmuszana do tych terminologicznych poszukiwań przez brak odpowiednich określeń w słowniku, które nadawałyby się do szeptania w sypialni. Ta leksykalna dyskryminacja kobiet ma wpływ nie tylko na trudności w komunikacji. Budzi zahamowania, odbiera paniom pewność siebie, sprawia, że nie czują się dobrze w swoim ciele. W końcu od dziecka podświadomie, były wychowywane w poczuciu wstydu. A to przecież części intymne, nie wstydliwe. Warto by język zauważył tę różnicę. 

Co więc możemy zrobić?
Może warto stworzyć i wypromować nowy termin, który pozwoliłby nam inaczej spojrzeć na naszą cipkę. Albo korzystajmy z coraz popularniejszego - także w Polsce - określenia joni. W końcu trudno o piękniejsze skojarzenie. A chyba każda kobieta chętnie zamieni swój srom, na świętą przestrzeń.

Agata Dutkowska/AFI
dzięki: Evolutio Psychoterapia Ciałem





 zdjęcie z internetu - autor nieznany





5 komentarzy:

Niepokorna pisze...

Nareszcie ktoś "JĄ" nazwał tak jak należało.
Tym bardziej że Joni naprawdę jest świętą przestrzenią dla większości kobiet, w przeciwieństwie do męskiego penisa, którego mężczyźni traktują jako ogólnodostępny dla każdej chętnej. A każda kobieta nie szanująca swej intymnej przestrzeni, od dawien dawna nazywana jest kurwą - czyli kobietą skrzywioną - odbiegającą od normy.

Unknown pisze...

Większego steku bzdur nie czytałem od dawna, zawsze myślałem ze to męskie genitalia mają gorzej i są traktowane jak "coś" albo zwykły przyrząd. Bo szczerze mówiąc, to właśnie męskie narządy mają bardziej wulgarny wydźwięk i większość nazw to albo twarde przekleństwa, albo zwykłe przedmioty. Nie tak jak niewieście zakamarki.

Janina pisze...

Piękny komentarz,podpisuję sie obydwoma rękami.

Unknown pisze...

Wpis jest dosyć jednostronny. Wystarczy zwrócić uwagę, na słowo "ch*j" i jego odmiany. Jest to obraźliwe określenie męskiego członka. Fakt faktem, chyba jedyne. I też jest stosowane jako przymiotnik: "chu*owy", będący rozumiany często jako synonim "kiepskiego". Bądź rzeczownik, epitet stosowany względem jakiejś osoby - znaczenie negatywne "ty, chu*ju!", "ten ch*j" może być rozumiane podobnie jak "ty, cipo!" lub "ta pizda".
Co do reszty jak najbardziej się zgadzam.
Pozdrawiam,
Ola.

Słońce pisze...

To, czyje genitalia mają gorzej lub lepiej jest tylko jednym z argumentów w dyskusji i na pewno nie świadczy o tym, że cały artykuł jest stekiem bzdur... Ogólnie w naszej kulturze żadne genitalia nie cieszą się największym szacunkiem, a przecież to niezależnie od płci jedna z najważniejszych i najświętszych części ciała - wszyscy zawdzięczamy jej pojawienie się na świecie:)