08 sierpnia 2015
Zmieniać możemy siebie, a nie innych.
Wiele lat temu rozpoczynając swoją przygodę z rozwojem osobistym zaczynałam być świadoma mechanizmów, które kierują naszym życiem. Co nas mnie ogranicza i blokuje, zatrzymując w miejscu, a co pozwala aby moje pragnienia płynące z serca materializowały się w mojej rzeczywistości. Wówczas przyłapałam się na chęci "naprawiania świata" wśród moich znajomych. Dzieliłam się swoim doświadczeniem, prawie namawiając aby sami dokonali zmian w swoim życiu, obdarowywałam książkami podejmującymi lekko i przyjemnie temat... Niestety, reakcje były różne, bo to kolejny mechanizm, w który sama wpadłam. Część znajomych zainteresowała się tym o czym mówiłam z uśmiechem na twarzy i radością , bo tak im grało w sercu. Część natomiast spoglądała na mnie z politowaniem, prawie pukając się w czoło, jeszcze inni robili to samo, ale w sposób zawoalowany. Zrozumiałam, że niczego nie można zrobić na siłę. Nikogo nie zmienię jeżeli sam tego nie chce, a jeżeli zechce, to mnie odnajdzie. Niby proste, ale "musiałam" tego doświadczyć.
Ostatnio zauważyłam inny mechanizm i dokonałam kolejnego odkrycia.
Każdy z nas jest na jakimś etapie swojej drogi rozwoju. Każdy doświadcza zmian na swój własny sposób. Nie ma "złotych reguł". I nawet, gdy spotykam na swojej drodze osoby mocno zaangażowane w swój rozwój przychodzi taki moment, że pojawia się u nich przekonanie "ja wiem, w podtekście - wiem najlepiej, nie rozumiesz mnie...". Sama to kiedyś przerabiałam.
I tu pojawia się znowu mechanizm chęci pomocy. Widzę, że osoba skręca ze swej drogi w ślepą uliczkę i pędzi na oślep, ja mam ochotę ją zatrzymać, ale jestem bezradna, bo ona "wie najlepiej"...
Już wiem, że moje chęci nic nie dają, że trzeba taką osobę zostawić w spokoju i sobie odpuścić. Sama wybrała, sama pędzi na oślep, sama rozwali się o mur. Widocznie jest jej to do czegoś potrzebne, widocznie tak ma być, ma coś przerobić, bo przecież nic nie dzieje się bez powodu, tylko wszystko dla nas. Sama pamiętam kilka podobnych murów na swej drodze. Przed jednymi zahamowałam, przed kolejnymi pozwoliłam innym się zatrzymać, a o jeszcze inne musiałam się sama rozwalić aby poczuć, że nie tędy droga.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz